Lipcowy, parny dzień. Na termometrach ponad 30 stopni, co chwilę na słońce nachodzą chmury, wtedy człowiek w duszy modli się, aby ten deszcz już spadł i choć trochę orzeźwił gęste, gorące powietrze, którego wdychanie sprawia że umysł i ciało zalewają fale słonego potu. Choć jestem w centrum wielkiego miasta położonego w centralnej Europie, w klimacie umiarkowanym, to mam wrażenie, że Warszawa w jakichś niewyjaśnionych okolicznościach przesunęła się do strefy klimatu zwrotnikowego.. Po wielu godzinach spędzonych na zewnątrz, witam się z Panem portierem, przechodzę przez klatkę schodową, przekręcam klucz w zamku, otwieram drzwi i wita mnie w progu ściana gorącego powietrza. Przebijam się przez nią, pierwsze kroki kierując prosto do lodówki. Wyjmę półki i się w niej schowam myślę. Otwieram drzwiczki, a tam w wielkim fioletowym garnku ogórki małosolne, które zrobiłam dzień wcześniej. Wyciągam zimny garnek na stół, podnoszę talerzyk, zanurzam rękę w lodowatej solance. Przyje...
I will feed your body and soul