Przejdź do głównej zawartości

ogórki małosolne - sposób na upał



Lipcowy, parny dzień. Na termometrach ponad 30 stopni, co chwilę na słońce nachodzą chmury, wtedy człowiek w duszy modli się, aby ten deszcz już spadł i choć trochę orzeźwił gęste, gorące powietrze, którego wdychanie sprawia że umysł i ciało zalewają fale słonego potu. Choć jestem w centrum wielkiego miasta położonego w centralnej Europie, w klimacie umiarkowanym, to mam wrażenie, że Warszawa w jakichś niewyjaśnionych okolicznościach przesunęła się do strefy klimatu zwrotnikowego..
Po wielu godzinach spędzonych na zewnątrz, witam się z Panem portierem, przechodzę przez klatkę schodową, przekręcam klucz w zamku, otwieram drzwi i wita mnie w progu ściana gorącego powietrza. Przebijam się przez nią, pierwsze kroki kierując prosto do lodówki. Wyjmę półki i się w niej schowam myślę. Otwieram drzwiczki, a tam w wielkim fioletowym garnku ogórki małosolne, które zrobiłam dzień wcześniej. Wyciągam zimny garnek na stół, podnoszę talerzyk, zanurzam rękę w lodowatej solance. Przyjemny zimny dreszczyk przechodzi po palcach, aż po łokieć. Zanurzam dłoń po ogórka, solanka cieknie po ręce, pierwszy gryz: zimny, chrupki, orzeźwiający. Drugi gryz, trzeci i następny ogórek. Dopiero przy drugim, odzyskuję zmysły i czuję smak ogórka nasiąkniętego siłą ziemi z korzenia chrzanu, magiczno - ludyczną mocą czosnku, ziołowym koperkiem i owocowo-drzewnym posmakiem liści porzeczki i wiśni. Coś pięknego jest w tej chwili, odżywczego i energetycznego.
Odzyskuję na chwilę świadomość, którą odebrał mi upał i myślę sobie, że nie jest taki zły, gdy ma się w zasięgu garnek małosolnych.

Jak je zrobić? Nic prostszego.



Składniki:
- ogórki gruntowe (ze sprawdzonego źródła, moje są od mamy, lepszego towaru nie mogę sobie wyobrazić)
- kawałek korzenia chrzanu lub liście
- czosnek 
- liście wiśni
- liście czarnej porzeczki 
- koper 
- solanka (1 duża łyżka soli na 1 litr wody)

Ogórki trzeba umyć i włożyć do garnka. Na wierzch ułożyć pozostałe składniki. Zagotować wodę i wymieszać ją z solą. Gorącą solanką zalać ogórki, przykryć talerzykiem i docisnąć czymś ciężkim. Kiedy woda ostygnie garnek wstawić do lodówki. Po kilku godzinach można je już zajadać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wegański smalec, czyli pasta z bałej fasoli

Nazwa tej pasty wydaje się kontrowersyjna i mało zachęcająca dla wegetarian i wegan :D Ale, ale .... to smarowidło z białej fasoli po pierwsze wygląda trochę jak smalec, po drugie jest przyprawiana podobnie jak smalec, a po trzecie zmielona biała fasola konsystencją nieco przypomina strukturę smalcu.  Zatem jest to smalec, bardzo smaczny smalec. Mjaaamka! Istnieje wiele opcji i możliwości przygotowania tzw. smalcu wegańskiego. A to z jabłkiem, a to ze śliwką, a to z dodatkiem kaszy jaglanej.To co prezentuję poniżej to wersja mocno klasyczna z zasmażaną cebulą i pestkami słonecznika udającymi skwarki. Nigdy chyba nie jadłam smalcu, przynajmniej nie pamiętam, ale z opisów innych ludzi i z książek wiem, że skwarki to ta chrupiąca tłusta drobinka i nie inaczej jest w mojej wersji.  Ilość przypraw zostawiam w kwestii upodobań, ale warto pamiętać, że sama fasola jest dość mdła w smaku. Ja osobiście lubię kiedy jest dużo majeranku, pasta jest wtedy szalenie aromatycz

Wegański blok czekoladowy z czerwonej fasoli

Przepis w oldschoolowej formie 😉

wegańska babka ziemniaczana

Babka ziemniaczana jest niewątpliwie podlaskim specjałem. Jak się okazje niekoniecznie dobrze znanym na zachodzie kraju. Jako, że pochodzę z Podlasia wychowałam się na babce, kiszce i pyzach, czyli potrawach których bazą są ziemniaki. Mój tato nie uznawał obiadu, w którym nie byłoby ziemniaków z wody, a weekend nie byłyby weekendem gdyby nie pojawiły się na śniadanie placki ziemniaczane. Jednym z moich piękniejszych wspomnień kulinarnych z dzieciństwa jest smak babki ziemniaczanej pieczonej przez moją babcię na wsi. Babka piekła się w piecu kaflowym, w tak zwanej dachówce, w żeliwnej misce. Och co to był za smak... Nie do odtworzenia. Później wyjechałam na studia do Poznania, stolicy Pyrlandii więc czułam się jak u siebie - ziemniaki królowały. Pyry z gzikiem, zapiekanki ziemniaczane, puree na sto sposobów... i jakoś tak zleciało parę pięknych lat. W Warszawie kartoszki cieszą się mniejszą popularnością, wszyscy chcą tu być fit i uważają, że kartofle tuczą. Modnie jest jeść bataty. Z