Ostatnio koleżanka poprosiła mnie o pomoc, abym upiekła bezglutenowy i bezmleczny tort na urodziny jej synka alergika. Trochę przeraziła mnie ta pierwsza część wyzwania, czyli bezglutenowy. Na diecie bezmlecznej jestem od kilku dobrych lat, więc tu nie ma najmniejszego problemu. Nie mam alergii czy nietolerancji glutenu, a dodatkowo bardzo lubię wypieki pszenne więc nigdy specjalnie nie zajmowałam się tematem, a już na pewno nie piekłam bezglutenowych spodów do tortu.
Bałam się, że wyjdzie mi jakiś zakalec, albo jakieś zbyt zbite lub za suche ciasto. Przeszukałam internet, przeczytałam co się dało. Przeanalizowałam masę przepisów i jakoś nie miałam przekonania do żadnego z nich. Zgromadziłam arsenał mąk bezglutenowych, ale nie miałam już czasu na testy. Miałam obawy, że nic dobrego z tego nie wyjdzie, bo trzeba umiejętnie połączyć różne rodzaje mąk, aby ciasto puszyste i odpowiednio wilgotne, a czasu nie było. Naczytałam się że często wychodzą jakieś suchary, albo totalne gluty.... albo, że ciasto jest spoko, ale, że odbiega smakiem od tradycyjnych wypieków, a mi się marzył taki spód, który nie będzie odbiegał od normy jakości klasycznego biszkoptu na dobrych jajkach i mące pszennej.
Kręciłam się po kuchni zastanawiając się, któremu przepisowi z internetu zaufać. Zajrzałam do szuflady z przyprawami i mój wzrok napotkał zeszyt z przepisami, który pisałam dla mamy w głębokiej podstawówce. Wymiętolona okładka w zebrę, dziecięcą kaligrafią wypisane "Zeszyt z przepisami". Kolejne pożółkłe kartki zapisane moim niewyrobionym jeszcze charakterem pisma. Na każdej stronie jeden przepis, numeracja, kilka "artystycznych" podpisów i pełno luźnych kartek, które mama zbiera od lat i wciska pomiędzy wymięte kartki zeszytu. Wyciągnęłam go i zaczęłam przeglądać, tak bez celu, z sentymentu nie mając w głowie myśli, że znajdę tam wybawienie z opresji.
KAMARGO, przepis na niebiańsko puszyste i wilgotne ciasto. Przepis, który wzięłyśmy od cioci Wali, mojej matki chrzestnej wiele, wiele lat temu. Pamiętam doskonale smak tego ciasta z dzieciństwa. Ciocia piekła je na rodzinne okazje. Widzę je właśnie w kuchni u cioci już po pierwszej konsumpcji, jak dojadamy je z siostrami przy stole. Jasne ciasto przełożone jeszcze jaśniejszym kremem, posypane wiórkami kokosowymi, smakowało jak delikatna chmurka, albo jesienna słodka mgiełka. Jasne i czyste kolory tego ciasta przywodzą mi na myśl anioły i pogodną naturę Cioci, kamargo zawsze będzie mi się kojarzyło tylko z nią. I myśląc o niej zabrałam się do pracy.
Jak już dostałam taki znak od niebios (i przepis :) ) to wiedziałam, że tort wyjdzie wyśmienity. Zmieniłam tylko wypełnienie, ale co do tego nie miałam wcześniej wątpliwości. Puszysty i wilgotny biszkopt bezglutenowy przełożyłam musem malinowo-jeżynowym zagęszczonym mąką ziemniaczaną, bitą śmietana kokosową o smaku mango. Dodatkowo upiekłam placek z pozostałych białek (ubiłam białka, dodałam odrobinę cukru i po pół szklanki maku i wirków kokosowych) zyskując jeszcze jedną warstwę tortu.
Udekorowałam go: kwiatami z ogrodu, szałwia, miętą, lawendą, makiem, płatkami migdałów i czekoladowymi pralinkami z fasoli.
I wreszcie to co najważniejsze w tym poście:
KAMARGO
4 żółtka
2 całe jajka
1 szklanka cukru
1 szklanka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
(bezglutenowego - w zwykłym proszku jest mąka pszenna w bezglutenowym kukurydziana, można ewentualnie zastąpić proszek sodą, z tym, że daja ona specyficzny zapach wypiekom)
Jaka z cukrem ubić dokładnie na puszysta pianę, następnie dodać mąkę i proszek, delikatnie wymieszać i przełożyć do formy wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec około 50 minut w temperaturze 180 stopni lub po prostu do suchego patyczka.
Powiem Wam, że jestem bardzo zadowolona z efektu, choć tortu nie jadłam 😎
Komentarze
Prześlij komentarz