Dziś naszła mnie ogromna ochota na dhal i choć mam w lodówce pół kilograma pieczarek, które miały dziś być faszerowane, no niestety, grzyby must wait.
Dahl to ogólne określenie potraw z roślin strączkowych, oraz określenie samych roślin strączkowych stosowane w Indiach. Z tego co wyczytałam i się nasłuchałam dhal w Indiach jest tak popularny jak u nas schabowe z ziemniakami i surówką. W Polsce, w Warszawie na Pradze, pod moim dachem, także często jada się dhal. Robię go na wiele różnych sposobów, zazwyczaj metodą "co się nawinie", dlatego rzadko na blogu pojawiają się przepisy na różne potrawki. Po prostu trudno jest mi odtworzyć te przepisy, aleeee ten akurat robiłam bardzo niespiesznie oglądając baaardzo oldschool'owy serial z lat 90. obok laptopa na blacie kuchennym stała waga, także od niechcenia zważyłam nawet niektóre składniki i postanowiłam się podzielić tym przepisem.
Zacznijmy oryginalnie od składników:
- 200 g czerwonej soczewicy
- 1/2 puszki mleka kokosowego
- 1 duża cebula
- 2-3 ząbki czosnku
- 1 marchewka (ok. 150g :D )
- 1 pietruszka (ok. 80g)
- kawałek selera (ok. 100g)
- 1 bakłażan (zapomniałam zważyć, ale był średniej wielkości)
- 3 garści szpinaku
- trochę oleju do smażenia
przyprawy:
sól, pieprz do smaku
2 łyżki sosu sojowego
1 łyżeczka kurkumy
2 łyżeczki przyprawy curry
1 łyżeczka siekanego rozmarynu
1 łyżeczka słodkiej papryki
1/2 łyżeczki pieprzy ziołowego
1/2 łyżeczki chilli
Kiedy już Agenci FBI dostali kolejną sprawę do rozwikłania, ja zabrałam się za gotowanie. Oni tropili niedoszłych satanistów, a ja nastawiłam wodę na gotowanie soczewicy, odmierzyłam 200 gram ziaren, czyli około szklankę, przepłukałam pod bieżącą wodą i kiedy woda w garnku się zagotowała wrzuciłam ją i pozwoliłam jej powolutku bulgotać i gotować się jakieś 15 minut, do miękkości. W tym czasie, kiedy na ekranie w dziwnych okolicznościach ginęli kolejni nastolatkowie ja obrałam i pokroiłam w kostkę cebulę, wrzuciłam na patelnię - posoliłam i smażyłam pod przykryciem. Na ekranie jakiś prawie romans, jakaś zazdrość o Agenta. Marchewkę, pietruszkę i selera zważyłam, umyłam, obrałam i starłam na tarce na drobnych oczkach i razem ze zduszonym czosnkiem dodałam do zeszklonej cebuli. Następnie doprawiłam tą mieszankę warzyw wszystkimi przyprawami, czyli pieprzem, sosem sojowym, curry, kurkumą, papryka słodką i chilli oraz rozmarynem i pieprzem ziołowym. Kiedy wszystko ładnie się zarumieniło, smaki się przeniknęły i uzupełniły zawartość patelni przełożyłam do garnka z ugotowaną soczewicą, zalałam mleczkiem kokosowym i gotowałam na wolnym ogniu. Akcja nabrała tempa, więc i gotowanie trzeba kończyć. Bakłażana przekroiłam na 4 części wzdłuż i następnie pokroiłam w taką grubszą kostkę. Podsmażyłam go na patelni wyobrażając sobie, że nie jest to zwykła stara patelnia do której wszystko przywiera, tylko wypasiona grillowa patelnia żeliwna :D Zarumienionego bakłażana dodałam do gara, chwilę poddusiłam i na sam koniec, dosłownie na ostatnią minutę gotowania wrzuciłam młode listki szpinaku. Gotowe, tylko jeść i czekać rozwikłania zagadki!
Propozycja podania: z kopytkami posypanymi płatkami drożdżowymi, natką pietruszki i czarnuszką.
Komentarze
Prześlij komentarz