Przejdź do głównej zawartości

Smaki Maroko

Wybierając się do Maroko trochę się obawiałam czy będę miała coś jeść, choć gdziekolwiek bym nie była dotychczas z głodu nie umarłam. Od dawna marzyłam o poznaniu kultury Maroko na żywo łącznie z jej zasobami kulinarnymi i udało się!  Choć wyjazd był krótki, to intensywny i jak się okazało bycie wege nie jest w tym kraju bardziej kłopotliwe niż dajmy na to w Białysmtoku. :D Spotkałam się z ogromną uprzejmością i gościnnością. Chętnie zostałabym na dłużej... znacznie dłużej! :)

O jedzeniu mogłabym pisać i pisać, ale dodałam miliard zdjęć z komentarzami więc niech mówią za siebie, a jak będziecie mieć jakieś pytania to śmiało można w komentarzach lub wiadomości prywatnej. 


Autorzy zdjęć: Kamil Mrozowicz, Agnieszka Szajewska, Iwona Gotuje 



Zaczynamy od inside joke. ;)


Ze wschodu na zachód. Od oceanu pod Algierię.


Handel uliczny na każdym kroku, skutery, osiołki, ludzie, ludzie, ludzie.



Marrakesz. Śmierdzi życiem zmieszanym z wonią kuminu.



Essaouira, miasto portowe i twierdza. Rybołówstwo oczywiście i niebieskie łódki - znak rozpoznawczy miasta artystów.



Wegańsko-wegetariańska knajpka w medynie w Marrakeszu, Kamil znajduje takie perełeki :) Jedzenie obłędne!!!


Sahara nazywa się pustynia :D

Essaouira.


Earth Cafe, Marrakesz. Wege żarło SZTOS!





Herbata ziołowo-korzenna z badylami, korzeniami, kawałkami drewna i dziwnych przypraw.. Niesamowity smak, przywieźliśmy trochę do domu.

Świta/świry.
Wybrzeże.

Marrakesz Plac Dżemaa el-fna. Wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Tutaj jest życie, dzień i noc. Zaklinacze węży, henna, wróżby, muzycy, akrobaci, grupki starców grających w swoje gry, sprzedawcy marzeń, o jedzeniu nie wspomnę. Niestety to trzeba poczuć, zaciągnąć się tym powietrzem.





Maroko to kraj kontrastów. Pod każdym względem. Jedziemy, jedziemy z Marrakeszu, wjeżdżamy w góry Atlas, a tu zawiane śniegiem, droga przymarznięta i pomarańcze też. Palmy w śniegu, ale spoko parędziesiąt kilometrów i zaczyna się klimat pustynny. Po prawej Atlas, po lewej Antyatlas i droga bez końca.




Pałac w Marrakeszu.

Kasabh Ait Ben Haddou. Czy te tagine'y są w użyciu, ja nie wiem.


Bananowe życie :P


Kasabh Ait Ben Haddou. Plan zdjęciowy miliardów filmów.





Tangir, wioska berberyjska.


Herbata berberyjska , nazywana też berebryjskim whiskey. to woda, cukier, zielona herbata i mięta. Jak dla mnie strasznie trudna do wypicia, bo od ilości cukru bolą zęby, ale w Maroko, gdzie się nie obejrzysz tam cię nią poczęstują...




Las palmowy. Najpiękniejszy lase ever.


Todga Gorges. Kaniony.



Kawy dobrej w Maroko za bardzo się nie napiłam... albo zwykła z ekspresu, albo słodka lura.. może źle trafiałam, ale cóż to kraj herbaty.

Pierwszy posiłek w Agadirze. Choć obsługa nie wiedziała o co mi chodzi, gdy powiedziałam, że jestem wege, to kiedy wytłumaczyłam o co mi chodzi, nie było najmniejszego problemu  - wypasione danie z grillowanymi warzywami, surówką i frytami, ommm omm ommm


Zioła, przyprawy, olejki, kadzidła....



Marrakesz, Earth Cafe


Naczynia do tagine - tradycyjnej potrawy, którą jada się w Maroku. Generalnie jest to gulasz, co region, co miasto, co ulica, co dom to inna receptura, przepis, podejście. Wspólny mianownik to właśnie to gliniane naczynie w którym przygotowuje się tą potrawę, dzięki niemu zawdzięcza swój oryginalny smak.


Medyna, targ, codzienne życie. Nierozopoznane ziołowe mieszanki, stragany z owocami i warzywami, świeże soki na każdym kroku, kumin, mięta i smród życia.


Dżamaal al-Fina jeszcze za dnia.




Woda czy sok? Kiedy świeżo wyciskany sok z  pomarańczy kosztuje 2 zł.




Kolacja w Red Castel Hostel.


Harrira. Zupa z soczewicy i ciecierzycy z kluskami, powinna być ostra, nie była.

Tagine wege.

Deser, pomarańcze w cynamonie.



Lekcja gotowania herbaty berberysjskiej. :D




Słodkie śniadanie o 5 rano.


Góry Atlas, 2 200 m n.p.m.




Zdrowe przekąski też były.


 Kawa czy herbata? :D


Zupa bez smaku, w sumie do tej pory nie wiadomo z czego była....



Najgorszy posiłek jaki jedliśmy, ale jak jest dobre towarzystwo to wystarczy za wszystko.


 Harrira.
 Tagine wegetariański.

Jak powiedziałam kelnerowi, że nie jem mięsa to do wielkiego wege tagine dostałam jeszcze talerz warzyw, mega miło, ale zjeść się wszystkiego nie udało :D

 Deser.

Słodkie śniadanie. Nie po raz pierwszy. Dla wytrawnych - jajko gotowane na twardo i czarne oliwki.



Aha, tutaj zajadam roślinę, którą nazywają Alfa alfa, znana u nas chyba bardziej jako lucerna. Całe ogrody, pola za moimi plecami. Roślina życia, dobra na wszystko i dla wszystkich (ludzi i zwierząt).


Ile żeśmy się dowiedzieli o palmach daktylowych... tyle nasze, nie zdradzam szczegółów.



U kogo nie zagościsz i tak poczęstuje cię herbatą.

 W drodze...

Sałatka marokańska. Nasz kierowca powiedział, że marokańska sałatka to pomidor, ogórek i papryka pokrojone w kostkę i podawane z jedną oliwką na wierzchu. Ja nie wiem, ale wiele krajów ma taką mniej więcej sałatkę i nazywa ją swoją, niech im będzie ;)



Omlet zwany berberyjskim, podawany w tagine.

 Na deser zawsze owoce.
 Daktyle.

Przed jazdą na wielbłądach herbata berberysjka, słodkie bułeczki i orzechy.


Kolacja w namiocie na pustyni. Najlepszy tagine jaki jadłam, pewnie dlatego, że z dużą ilością cebuli i czosnku :D





A w nocy, kiedy na pustyni jest zimno dogrzewać się trzeba herbatą gotowaną na ognisku i rozmowami o marzeniach i miłości.


 Herbata miętowa, klasyk. Udało się bez cukru, sukces!

 Marrakesz w nocy.

Kus kus wegetariański z marchewką, cukinią, bakłażanem i liśćmi kapusty. Koncept wspaniały, ale za mało przyprawiony na mój gust. 


Marrakesz Plac Dżamaa al-Fina nocą.


Do Fezu nie zdążyliśmy dotrzeć, ale tradycyjna ręcznie malowana ceramika jest dostępna na każdym kroku w całym kraju, na szczęście! 



Red Castel Hostel - śniadanie na słodko oczywiście.



Na pałacach w Marrakeszu.

Na pałach w Marrakeszu.


Tylko Kamil potrafi w kraju, gdzie 99,9% populacji to wyznawcy Islamu znaleźć Synagogę i załatwić kawę :)



Na pałacach w Marrakeszu.


Na pałacach w Marrakeszu.

Marrakesz. Szukamy jedzenia :D

 Marrakesz.


We francuskiej części Marrakeszu. Pizza bez sera? No problem :)


Nocny fast food. Najlepszy falafel jaki jedliśmy w Maroku. I te sosy, wyglądają znajomo, ale smakują zupełnie inaczej, przefantastyczne.



Marokańskie, półwytrawne. Niezłe. Nazwa i tak wygrała :D



Słodkie śniadanie na dachu hotelu z widokiem na ocean.
Naleśniki, placuszki, ciasto, dżemy, nutella, miód, masełko, czarna kawa, świeże pieczywo i świeżo wyciskany sok pomarańczowy.




Essaouira i gdzieś tam po drodze..

Essaouira.


Dibat. Jimi Hendrix Cafe, w 1969 roku tu był, sława pozostała do dziś. Mega ciekawe miejsce, nie da się opowiedzieć, trzeba poczuć. 


Kawa i słodkie, suche ciastka z kuminem. SZTOS!


Dibat. Jimi Hendrix Cafe, w 1969 roku tu był, sława pozostała do dziś. Mega ciekawe miejsce, nie da się opowiedzieć, trzeba poczuć.


Dibat, omlety berberyjskie w różnych wersjach, co knajpa to interpretacja.

 Essaouira
 Essaouira
 Essaouira
 Essaouira

 Essaouira

Essaouira. 


Sylwester i Nowy Rok berberyjski i prawosławny, impreza z marokańskim winem ;)

 Ocean.
 Powrót.
Kolacja Agi w samolocie. Ja mogłam zamówić tylko Pringelsy i wino, więc tak zrobiłam :D

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wegański smalec, czyli pasta z bałej fasoli

Nazwa tej pasty wydaje się kontrowersyjna i mało zachęcająca dla wegetarian i wegan :D Ale, ale .... to smarowidło z białej fasoli po pierwsze wygląda trochę jak smalec, po drugie jest przyprawiana podobnie jak smalec, a po trzecie zmielona biała fasola konsystencją nieco przypomina strukturę smalcu.  Zatem jest to smalec, bardzo smaczny smalec. Mjaaamka! Istnieje wiele opcji i możliwości przygotowania tzw. smalcu wegańskiego. A to z jabłkiem, a to ze śliwką, a to z dodatkiem kaszy jaglanej.To co prezentuję poniżej to wersja mocno klasyczna z zasmażaną cebulą i pestkami słonecznika udającymi skwarki. Nigdy chyba nie jadłam smalcu, przynajmniej nie pamiętam, ale z opisów innych ludzi i z książek wiem, że skwarki to ta chrupiąca tłusta drobinka i nie inaczej jest w mojej wersji.  Ilość przypraw zostawiam w kwestii upodobań, ale warto pamiętać, że sama fasola jest dość mdła w smaku. Ja osobiście lubię kiedy jest dużo majeranku, pasta jest wtedy szalenie aromatycz

Wegański blok czekoladowy z czerwonej fasoli

Przepis w oldschoolowej formie 😉

wegańska babka ziemniaczana

Babka ziemniaczana jest niewątpliwie podlaskim specjałem. Jak się okazje niekoniecznie dobrze znanym na zachodzie kraju. Jako, że pochodzę z Podlasia wychowałam się na babce, kiszce i pyzach, czyli potrawach których bazą są ziemniaki. Mój tato nie uznawał obiadu, w którym nie byłoby ziemniaków z wody, a weekend nie byłyby weekendem gdyby nie pojawiły się na śniadanie placki ziemniaczane. Jednym z moich piękniejszych wspomnień kulinarnych z dzieciństwa jest smak babki ziemniaczanej pieczonej przez moją babcię na wsi. Babka piekła się w piecu kaflowym, w tak zwanej dachówce, w żeliwnej misce. Och co to był za smak... Nie do odtworzenia. Później wyjechałam na studia do Poznania, stolicy Pyrlandii więc czułam się jak u siebie - ziemniaki królowały. Pyry z gzikiem, zapiekanki ziemniaczane, puree na sto sposobów... i jakoś tak zleciało parę pięknych lat. W Warszawie kartoszki cieszą się mniejszą popularnością, wszyscy chcą tu być fit i uważają, że kartofle tuczą. Modnie jest jeść bataty. Z