Przejdź do głównej zawartości

kruche babeczki z wiśniami

Macie czasami tak, że chce się Wam coś i nie chce jednocześnie? Mam ochotę upiec takie kruche tarteletki i wypełnić je soczystymi, czerwonymi wiśniami. I nie mam ochoty. Chcę iść na spacer ze znajomymi, obejrzeć nową wystawę w Królikarni i nie chcę. Chce mi się płakać i nie chce. Chce mi się leżeć i nie chce. No i zjadłabym coś, ale w zasadzie to mi się nie chce. Chciałabym coś powiedzieć, ale w sumie to nie wiem co. 

Macie czasami takie dni, że chcielibyście wszystko i nic? Tak, tak to się chyba nazywa huśtawką nastrojów. 

Leżę sobie już drugą godzinę, słucham Fisza jako Tworzywo Sztuczne, który tak pięknie i trafnie melorecytuje: "Leżę sobie i wiśnie mi pykają wokół serca, pyk pyk, to nie pestki, tylko kochliki wydostają się na zewnątrz"


Jak już tyle czasu leżę to chyba jednak mi się nie chce. Co się dziwić kiedy "Dzisiaj tak deszczowo, tak nie - niebiesko i nie - zielono, tylko taka mgła, jakby niebo zaparowało
od nadmiernego chuchania". 



Marzę sobie o "czerwonych wiśniach, kuleczkach pykających na raz: pyk, pyk, w każdym takim owocu, wyhodowanym przez jakąś moc pozaziemską, zamiast pestki ukrywa się kochlik, świecący na kolor pomarańczy". Marzyć też jest miło, wyobrażać sobie kwaśny smak wiśni obleczonych słodką i lepką masą cukrowo-skrobiową w połączeniu kruchym słodkim ciastem rozpływającym się na podniebieniu. Okruszki spadają na podłogę, wiśnie spływają po rękach i brudzą twarz.. kąciki ust idą w górę, oczy zachodzą mgłą.



Dlatego napiszę Wam jak bym zrobiła te babeczki. Niewydarzony przepis, tak jak to czasem w życiu bywa.. mamy jakiś pomysł, plan, marzenie, drżenie serca. Wiemy jak coś zrobić, mamy gotowy przepis, składniki, trzeba by tylko.. no właśnie czego? 

Leżę więc i piszę:

Potrzebne będą:
- soczyste, dojrzałe wiśnie (1 kg)
- cukier wg uznania, do smaku 
- mąka ziemniaczana (3 łyżki)

Na kruche ciasto:
- 4 żółtka (wiadomka, że od szczęśliwych kur)
- 1 jajo 
- kostka masła/margarny
- ok. 3 szkl. mąki
- 1 szkl. cukru 
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia 

Kiedy już zgromadziłam wszystkie wyimaginowane składniki zabrałam się za szybkie przygotowania ciasta. Piszę to do znudzenia, ale ciasto kruche trzeba mega szybko wyrabiać, bo im dłużej ma kontakt z naszymi ciepłymi paluchami tym później jest bardziej glutowate. Nie pozwólcie glutenowi zawładnąć Waszym ciastem! Zatem rachu ciachu mąka przesiana do miski, hyc, cukier, proszek, wbijamy jaja i wrzucamy kostkę masła, siekamy nożem kuchennym na drobną kaszkę i w ostatniej chwili łapkami sklejamy w jedną kulkę. Gdyby ciasto było za suche, choć nie powinno można dodać 1-2 łyżki lodowatej wody. I hyc do zamrażalnika na jakieś 30-40 minut lub na dwie godziny do lodówy. 

Nalewam sobie sojowy napój czekoladowy, Fisz dalej śpiewa, tym razem: "Proszę o zwolnienie, o usprawiedliwienie mojego "nie mogę", Leżę drugi dzień otulając się w puchową kołdrę". Teraz mamy czas na drylowanie wiśni i przerobienie je na masę kisielową. 

Drylujemy na wszelkie znane nam sposoby te soczyste wiśnie. Kiedyś to można było na rynku w Białymstoku kupić u handlarzy ze wschodu takie specjalne maszynki. Jako, że przepis jest nieprawdziwy, to ja mogę sobie dziś wyobrazić, że właśnie dryluję wiśnię w tej białej maszynce z czerwoną rączką ustawionej na stole pod domem, jest upalny piękny dzień, latają muchy i meszki, sok z wiśni brudzi mi letnią pstra sukienkę, Rysiek radośnie ryje norę w grządce, a babcia krzyczy na niego "Co wyprawiasz szatanie?!!" 

Muszę wrócić do przepisu, nim ciasto w zamrażalce zamieni się w kamień. Wchodzę do kuchni, wydrylowane wiśnie wrzucam do garnka i gotuję na wolnym ogniu, dodaję cukru, nie dużo, bo lubię kwaśne. Mąkę ziemniaczaną mieszam z niewielką ilością wody i wlewam doń maleńkim strumyczkiem ciągle mieszając, gotuje jeszcze chwilę i gotowe. 

Przygotowuję różne foremki, mniejsze, większe, porcelanowe, silikonowe i metalowe, smaruje je olejem za pomocą pędzelka i wylepiam cienką albo grubą warstwą ciasta, bo lubię i takie i takie. Piekarnik nastawiam na 160stC.  piekę tarteletki jakieś 15-20 minut, po prostu do czasu, aż zapieką się na złoty kolor. 

Przy wyciąganiu ich z piekarnika ostrożnie, bo można się poparzyć tak jak Fisz, który śpiewa, że "Mam teraz wielkie kuku, na które muszę sobie dmuchać". Zatem jak już babeczki przestygną wyciągamy je  znowu ostrożnie z foremek (tym razem z obawy, żeby się nie pokruszyły) i nadziewam masą wiśniową. 

W wersji dla łasuchów można je dopełnić bitą śmietaną kokosową czy jaką tam sobie dusza zamarzy... 

Jak smakują? No cóż nie wiem, mogę sobie tylko wyobrazić ;) 


***

W tekście wykorzystałam teksty z utworów "Wiśnie" i "Loff" - Tworzywo Sztuczne 

https://www.youtube.com/watch?v=N3zL4xCTPDM

https://www.youtube.com/watch?v=ehxNACsxt5U&list=PLpQtbzq-c7GZsyo472B8qfo9gLSf6cjDi&index=9


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wegański smalec, czyli pasta z bałej fasoli

Nazwa tej pasty wydaje się kontrowersyjna i mało zachęcająca dla wegetarian i wegan :D Ale, ale .... to smarowidło z białej fasoli po pierwsze wygląda trochę jak smalec, po drugie jest przyprawiana podobnie jak smalec, a po trzecie zmielona biała fasola konsystencją nieco przypomina strukturę smalcu.  Zatem jest to smalec, bardzo smaczny smalec. Mjaaamka! Istnieje wiele opcji i możliwości przygotowania tzw. smalcu wegańskiego. A to z jabłkiem, a to ze śliwką, a to z dodatkiem kaszy jaglanej.To co prezentuję poniżej to wersja mocno klasyczna z zasmażaną cebulą i pestkami słonecznika udającymi skwarki. Nigdy chyba nie jadłam smalcu, przynajmniej nie pamiętam, ale z opisów innych ludzi i z książek wiem, że skwarki to ta chrupiąca tłusta drobinka i nie inaczej jest w mojej wersji.  Ilość przypraw zostawiam w kwestii upodobań, ale warto pamiętać, że sama fasola jest dość mdła w smaku. Ja osobiście lubię kiedy jest dużo majeranku, pasta jest wtedy szalenie aromatycz

Wegański blok czekoladowy z czerwonej fasoli

Przepis w oldschoolowej formie 😉

wegańska babka ziemniaczana

Babka ziemniaczana jest niewątpliwie podlaskim specjałem. Jak się okazje niekoniecznie dobrze znanym na zachodzie kraju. Jako, że pochodzę z Podlasia wychowałam się na babce, kiszce i pyzach, czyli potrawach których bazą są ziemniaki. Mój tato nie uznawał obiadu, w którym nie byłoby ziemniaków z wody, a weekend nie byłyby weekendem gdyby nie pojawiły się na śniadanie placki ziemniaczane. Jednym z moich piękniejszych wspomnień kulinarnych z dzieciństwa jest smak babki ziemniaczanej pieczonej przez moją babcię na wsi. Babka piekła się w piecu kaflowym, w tak zwanej dachówce, w żeliwnej misce. Och co to był za smak... Nie do odtworzenia. Później wyjechałam na studia do Poznania, stolicy Pyrlandii więc czułam się jak u siebie - ziemniaki królowały. Pyry z gzikiem, zapiekanki ziemniaczane, puree na sto sposobów... i jakoś tak zleciało parę pięknych lat. W Warszawie kartoszki cieszą się mniejszą popularnością, wszyscy chcą tu być fit i uważają, że kartofle tuczą. Modnie jest jeść bataty. Z