Przejdź do głównej zawartości

zupa szczawiowa

Dziś w nocy spadł pierwszy śnieg w moim ogrodzie, choć zdążył już się rozpłynąć to jest to ewidentny znak, że czas na regenerujący sen ziemi. Gdzieniegdzie tylko wystają jeszcze zielone badyle porów i kępki liści pietruszki. Rukola, rzeżucha i szczaw schowane pod foliami, żeby nie wydarły ich szczęśliwe kury srające gdzie popadnie i wydrapujące wszystko co zielone. Róże przykryte kupką ziemi i gałązkami, liście zgrabione.. szałwia, tymianek i lawenda straszą kostropatymi szaro-burymi gałązkami. Oczekiwanie na więcej śniegu. 

Wspomnieniem upalnego lata jest dziś zupa szczawiowa. W piwnicy leżakuje sobie pokaźna kolekcja różnej wielkości słoików wypełnionych po brzegi szczawiową papką.

Szczaw jest rośliną wieloletnią. Dwa niepozorne rządki posiane dwa lata temu pod jabłonką zasilają moja kuchnię bardzo obficie w te kwaśne liście, w zasadzie, rośnie jak trawa, trzeba go często kosić nożem. Przebrać listki, obciąć twarde łodyżki, umyć porządnie pod bieżącą wodą i posiekać bardzo drobno. Następnie porządnie posolić i ugniatać przez kilka minut, aż szczaw puści zielony sok. Wszystko poprzekładać do małych słoiczków i zalać wierzch olejem, tak na wysokość jednego centymetra. Zakręcić słoiki i schować do piwnicy nich czeka, aż będzie potrzebny.

Na przykład na taki dzień jak dziś. Ugotowanie zupy szczawiowej zajmuje kilkanaście minut. Do garnka wlałam wodę, wrzuciłam kilka ziaren ziela angielskiego, liści laurowych i trochę ekologicznej wegety. Zanim woda w garnku się zagotowała, obrałam kilka ziemniaków i marchewkę. Ziemniaki pokroiłam, tak jak mama mnie nauczyła, w podłużne paseczki, takie jak frytki. Wrzuciłam do wody następnie starłam marchewkę. Gdy ziemniaki zmiękły dodałam szczaw, dolałam dwie łyżki oliwy i trochę pieprzu do smaku. Po kuchni rozszedł się kwaskowy smak szczawiu. Zaczekałam, aż wszystko się zagotuje i wyłączyłam palnik. Zupa gotowa.

Pozostało już tylko ugotować jajko na twardo i dodać pokrojone albo w kosteczkę albo w ćwiartki - to już jak kto lubi. Zupę można też okrasić śmietaną. Nie dodawałam do nie soli, bo szczaw jest porządnie zasolony.

Smak tej zupy przenosi mnie nie tylko we wspomnienia tegorocznego lata, ale jest to smak mojego dzieciństwa.. pyszka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wegański smalec, czyli pasta z bałej fasoli

Nazwa tej pasty wydaje się kontrowersyjna i mało zachęcająca dla wegetarian i wegan :D Ale, ale .... to smarowidło z białej fasoli po pierwsze wygląda trochę jak smalec, po drugie jest przyprawiana podobnie jak smalec, a po trzecie zmielona biała fasola konsystencją nieco przypomina strukturę smalcu.  Zatem jest to smalec, bardzo smaczny smalec. Mjaaamka! Istnieje wiele opcji i możliwości przygotowania tzw. smalcu wegańskiego. A to z jabłkiem, a to ze śliwką, a to z dodatkiem kaszy jaglanej.To co prezentuję poniżej to wersja mocno klasyczna z zasmażaną cebulą i pestkami słonecznika udającymi skwarki. Nigdy chyba nie jadłam smalcu, przynajmniej nie pamiętam, ale z opisów innych ludzi i z książek wiem, że skwarki to ta chrupiąca tłusta drobinka i nie inaczej jest w mojej wersji.  Ilość przypraw zostawiam w kwestii upodobań, ale warto pamiętać, że sama fasola jest dość mdła w smaku. Ja osobiście lubię kiedy jest dużo majeranku, pasta jest wtedy szalenie aromatycz

Wegański blok czekoladowy z czerwonej fasoli

Przepis w oldschoolowej formie 😉

wegańska babka ziemniaczana

Babka ziemniaczana jest niewątpliwie podlaskim specjałem. Jak się okazje niekoniecznie dobrze znanym na zachodzie kraju. Jako, że pochodzę z Podlasia wychowałam się na babce, kiszce i pyzach, czyli potrawach których bazą są ziemniaki. Mój tato nie uznawał obiadu, w którym nie byłoby ziemniaków z wody, a weekend nie byłyby weekendem gdyby nie pojawiły się na śniadanie placki ziemniaczane. Jednym z moich piękniejszych wspomnień kulinarnych z dzieciństwa jest smak babki ziemniaczanej pieczonej przez moją babcię na wsi. Babka piekła się w piecu kaflowym, w tak zwanej dachówce, w żeliwnej misce. Och co to był za smak... Nie do odtworzenia. Później wyjechałam na studia do Poznania, stolicy Pyrlandii więc czułam się jak u siebie - ziemniaki królowały. Pyry z gzikiem, zapiekanki ziemniaczane, puree na sto sposobów... i jakoś tak zleciało parę pięknych lat. W Warszawie kartoszki cieszą się mniejszą popularnością, wszyscy chcą tu być fit i uważają, że kartofle tuczą. Modnie jest jeść bataty. Z