Przejdź do głównej zawartości

Monkey Bread na jesienną pluchę

Szukając inspiracji do zrobienia biżuterii z owoców jesieni, natknęłam się na przepis na Monkey Bread. Cóż.. to chyba już los tak chce, że muszę gotować i piec, a nie bawić się w rękodzieło. ;) 
Nie tylko zdjęcie ciasta, ale i sama nazwa wzbudziły moje zainteresowanie. Na język polski przetłumaczymy tą nazwę - Małpi Chleb. Wikipedia podaje również kilka innych również stosowanych nazw: Monkey Puzzle bread, Sticky bread, African coffee cake, golden crown, pinch-me cake, bubbleloaf, monkey brains. Według mnie najfajniejsze jest "pinch-me cake" - takie zalotne trochę, wesołe i sugerujące jak z nim (to znaczy z tym ciastem) obchodzić się należy, ale na polski to też nie brzmi. Oryginalnie było ono podawane na gorąco, zatem struktura ciasta ułatwiała jedzenie. Foremka była wypełniana kuleczkami z drożdżowego ciasta obsypanego cukrem i cynamonem, wszystko skąpane syropem z cukru i masła. Można było po prostu odrywać małe ciepłe kawałeczki słodkiej, pachnącej cynamonem bułeczki i szybciutko zanurzać się w rozkoszy zmysłów. 

Do tego czarna kawa. Dla łasuchów lub biedaków walczących z jesienną deprechą wskazane jest dopieszczenie kaweczki łyżeczką miodu, szczyptą cynamonu i ziarenkiem kardamonu. 

Przeszłam już do dodatków, a pominęłam najważniejsze! Przepis. A wcale nie było z nim tak prosto, bo na większości amerykańskich stron podają mrożone ciasto ze sklepu jako główny składnik. Na szczęście poszperałam i skleciłam recepturę z różnych przepisów.

Składniki:
ciasto:
10 dkg drożdży
trochę wody
800 dkg mąki
1/2 kostki masła lub margaryny 
szklanka mleka
1/2 szklanki cukru 
3-4 jajka
szczypta soli 
posypka:
1/2 szklanki cukru 
cynamon
syrop:
3/4 szklanki cukru
3/4 szklanki masła lub margaryny

Pierwszy raz robiłam słodkie ciasto drożdżowe. Na szczęście mama udzielała mi instrukcji. Na początek należy rozdrobnić drożdże, zalać wodą, zamieszać i pozostawić na chwilę. W tym czasie mama rozpuściła w garnuszku mleko z masłem (nie należy dopuścić do wrzenia, tylko dobrze nagrzać, inaczej drożdże mogą nie wyrosnąć), a ja ubiłam jaja z cukrem. Następnie przesiałam mąkę i dodałam do miski z drożdżami, wsypałam sól. Mama połączyła masę jajeczną z ostudzonym mlekiem maślanym i przelała do pozostałych składników, które ja zagniotłam. Ciasto mocno lepi się do rąk. Trzeba je długo wyrabiać, ponoć im dłużej tym lepsze. Cóż. Wszystko co dobre potrzebuje czasu.. Trzeba wykonywać zamaszyste ruchy, zagarniać całość obiema rękami. Mama stwierdziła, że jak ciasto jest "długie" - to znaczy jak dobrze się rozciąga, nie przerywa się od razu od ręki to jest dobre. Kiedy już skończyłam zagniatać, myślę, że minęło nie mniej niż 15 minut, oczyściłam ręce mąką. Ciasto też oprószyłam lekko białym pyłkiem, przykryłam ściereczką i postawiłam do wyrośnięcia na pół godziny blisko pieca, bo drożdże lubią ciepełko.
W tym czasie przygotowałam 2 foremki i nastawiłam piekarnik na 180 stopni Celsjusza, aby się rozgrzał. W misce wymieszałam cukier z cynamonem - dałam dużo przyprawy, ale warto tu zdać się na swoje upodobania. Zrobiłam syrop, czyli rozpuściłam cukier z margaryną, tu trzeba doprowadzić do wrzenia i odstawić do przestygnięcia. 
Kiedy ciasto już wyrosło, mama formowała drożdżowe kuleczki, a ja obtaczałam je w cynamonowym cukrze i wrzucałam do foremki, nie przywiązując specjalnie uwagi do tego jak leżą. Kiedy foremka wypełniła się w 1/3 wysokości wlałam część syropu. Reszta ciasta i znowu syrop. Całego ciasta wystarczyło na dwie foremki do wysokości 2/3 co było optymalną ilością, bo ciasto baaardzo wyrosło, co widać na załączonych obrazkach. W smaku? Fakt, że bez bananów, ale jednak jest to... MAŁPI RAJ!!! :) 


zdj. z 2018 r.
zdj. z 2018 r.

zdj. z 2018 r.


zdj. z 2013 r.
zdj. z 2013 r.

EDIT* i kilka wskazówek.

*W wersji z 2018 roku zrobiłam jeszcze polewę z masła orzechowego, wody i miodu - taki powiedzmy karmelowo-orzechowy smak w płynie.

*Ciasto trzeba piec około godzinę, nie za długo by nie było suche, ale ładnie zarumienione i skarmelizowane.

*Rozczynić drożdże oznacza wymieszać je z ciepłą wodą, 3 łyżeczkami cukru i ewentualnie mała ilością mąki, pozostawić w ciepłym miejscu by wyrosły.

*Nie wsypujcie całej mąki od razu, ciasto w pierwszej fazie będzie się mocno kleić do rąk, dosypujcie jej sobie na bieżąco podczas wyrabiania ciasta.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

wegański smalec, czyli pasta z bałej fasoli

Nazwa tej pasty wydaje się kontrowersyjna i mało zachęcająca dla wegetarian i wegan :D Ale, ale .... to smarowidło z białej fasoli po pierwsze wygląda trochę jak smalec, po drugie jest przyprawiana podobnie jak smalec, a po trzecie zmielona biała fasola konsystencją nieco przypomina strukturę smalcu.  Zatem jest to smalec, bardzo smaczny smalec. Mjaaamka! Istnieje wiele opcji i możliwości przygotowania tzw. smalcu wegańskiego. A to z jabłkiem, a to ze śliwką, a to z dodatkiem kaszy jaglanej.To co prezentuję poniżej to wersja mocno klasyczna z zasmażaną cebulą i pestkami słonecznika udającymi skwarki. Nigdy chyba nie jadłam smalcu, przynajmniej nie pamiętam, ale z opisów innych ludzi i z książek wiem, że skwarki to ta chrupiąca tłusta drobinka i nie inaczej jest w mojej wersji.  Ilość przypraw zostawiam w kwestii upodobań, ale warto pamiętać, że sama fasola jest dość mdła w smaku. Ja osobiście lubię kiedy jest dużo majeranku, pasta jest wtedy szalenie aromatycz

Wegański blok czekoladowy z czerwonej fasoli

Przepis w oldschoolowej formie 😉

wegańska babka ziemniaczana

Babka ziemniaczana jest niewątpliwie podlaskim specjałem. Jak się okazje niekoniecznie dobrze znanym na zachodzie kraju. Jako, że pochodzę z Podlasia wychowałam się na babce, kiszce i pyzach, czyli potrawach których bazą są ziemniaki. Mój tato nie uznawał obiadu, w którym nie byłoby ziemniaków z wody, a weekend nie byłyby weekendem gdyby nie pojawiły się na śniadanie placki ziemniaczane. Jednym z moich piękniejszych wspomnień kulinarnych z dzieciństwa jest smak babki ziemniaczanej pieczonej przez moją babcię na wsi. Babka piekła się w piecu kaflowym, w tak zwanej dachówce, w żeliwnej misce. Och co to był za smak... Nie do odtworzenia. Później wyjechałam na studia do Poznania, stolicy Pyrlandii więc czułam się jak u siebie - ziemniaki królowały. Pyry z gzikiem, zapiekanki ziemniaczane, puree na sto sposobów... i jakoś tak zleciało parę pięknych lat. W Warszawie kartoszki cieszą się mniejszą popularnością, wszyscy chcą tu być fit i uważają, że kartofle tuczą. Modnie jest jeść bataty. Z