Składniki:
1 duża cebula
400 g kapusty kiszonej
puszka cieciorki
sól,pieprz, jałowiec,
ziele angielskie, liście laurowe
olej do smażenia
Wyobraź sobie jak
pachnie cebula szkląca się na patelni. Jej aromat roznosi się błyskawicznie po
całej kuchni i korytarzu, sprawia, że czuję się jak w domu. Rodzinnym domu. Sięgam po solniczkę z włocławskiego fajansu,
zaczerpuję łyżeczką sól, posypuję nią cebulę by nabrała wyrazistego smaku i oddała soki, w których nasączą się ziarna jałowca, ziela angielskiego i
liście laurowe. Mielę kilka świeżych ziaren pieprzu, od którego lekko kręci w
nosie. Kiedy cebulka jest miękka i szklista dokładam całą masę kwaśnej,
soczystej kiszonej kapusty.
Przypomina mi się kiszenie kapusty. W dzieciństwie, w letniej kuchni, której dawno już nie ma zbierała się cała rodzina by uczestniczyć w tej pracochłonnej ceremonii wypełnienia wielkiej drewnianej beczki kapuścianą zawartością. Wielka szatkownica... ferwor, ferment, dużo głosów, dużo ludzi, dużo kapusty, babcia w roli mistrzyni ceremonii. Niezliczona ilość główek do skrojenia, wierzchnich liści dla królików do zjedzenia i tyle kaczanów do schrupania dla mnie, marchew dla koloru, jabłka na dnie beczki i sól na smak oczywiście.
Po paru długich tygodniach ten niepowtarzalny smak kapusty, smak do którego żadne sklepowe wyroby nie umywają się...
Dusi się to wszystko niespiesznie na patelni, bulgocze, furkocze, paruje minuta za minutą gdzieś ulatują. Patrzę to na patelnię, to w bliżej nieokreśloną przestrzeń - bezmyślnie, tak leniwie dziś. Dolewam po troszku ciepłej wody, by kapusta nie przystawała do dna. Mieszam drewnianą łopatką, próbuję. Dodaję suszony majeranek z ogrodu mamy. Rozcierając go w rękach przypominam sobie te piękne słoneczne letnie dni, kiedy go ścinałam w ogrodzie, tęsknię za domem i myślę, jeszcze tylko mała wieczność i znowu będzie lato.. znowu.. Po jakichś 30-40 minutach duszenia kapusty i mielenia rozmemłanych myśli dodaję porcję ugotowanej cieciorki, mieszam całość jakieś 10-15 minut. Próbuję hmm.. myślę sobie, że dodałabym tu jeszcze magii, ulubionej przyprawy taty, ale nie mam jej, więc nie dodaję. Dziwne, ale wydaje mi się, że tak jak ta potrawa może smakować tęsknota..
Przypomina mi się kiszenie kapusty. W dzieciństwie, w letniej kuchni, której dawno już nie ma zbierała się cała rodzina by uczestniczyć w tej pracochłonnej ceremonii wypełnienia wielkiej drewnianej beczki kapuścianą zawartością. Wielka szatkownica... ferwor, ferment, dużo głosów, dużo ludzi, dużo kapusty, babcia w roli mistrzyni ceremonii. Niezliczona ilość główek do skrojenia, wierzchnich liści dla królików do zjedzenia i tyle kaczanów do schrupania dla mnie, marchew dla koloru, jabłka na dnie beczki i sól na smak oczywiście.
Po paru długich tygodniach ten niepowtarzalny smak kapusty, smak do którego żadne sklepowe wyroby nie umywają się...
Dusi się to wszystko niespiesznie na patelni, bulgocze, furkocze, paruje minuta za minutą gdzieś ulatują. Patrzę to na patelnię, to w bliżej nieokreśloną przestrzeń - bezmyślnie, tak leniwie dziś. Dolewam po troszku ciepłej wody, by kapusta nie przystawała do dna. Mieszam drewnianą łopatką, próbuję. Dodaję suszony majeranek z ogrodu mamy. Rozcierając go w rękach przypominam sobie te piękne słoneczne letnie dni, kiedy go ścinałam w ogrodzie, tęsknię za domem i myślę, jeszcze tylko mała wieczność i znowu będzie lato.. znowu.. Po jakichś 30-40 minutach duszenia kapusty i mielenia rozmemłanych myśli dodaję porcję ugotowanej cieciorki, mieszam całość jakieś 10-15 minut. Próbuję hmm.. myślę sobie, że dodałabym tu jeszcze magii, ulubionej przyprawy taty, ale nie mam jej, więc nie dodaję. Dziwne, ale wydaje mi się, że tak jak ta potrawa może smakować tęsknota..
Typowe zimowe sycące danie.
Ugotowałam do niej kaszę gryczaną, która okraszę oliwką i posypię koperkiem. Będziemy
jeść jutro na obiad.
Komentarze
Prześlij komentarz