Pierwszy dzień jesieni nie musi wcale oznaczać bezapelacyjnego wkroczenia dyni do naszego jadłospisu. Najemy się jej jeszcze przez październik, listopad a może i grudzień. Póki co jeszcze końcówka bardzo przyjemnego września. Choć poranki i wieczory są chłodne, to przecież w ciągu dnia możemy się cieszyć ładną pogodą. Kąpać się w długich promieniami słońca, patrzeć na błękitne niebo przyozdobione gdzieniegdzie kłębiastymi chmurkami. Co prawda kilka liści już opadło i czuć, że powietrze zmienia smak na jesienny. To mimo wszystko w ogrodzie można znaleźć jeszcze dużo energetycznej zieleni, która jest nam tak bardzo potrzebna by utrzymać się w zdrowiu.
Przywiozłam z ogródka mamy duuuużo pietruszki. Co z taką ilością zrobić zapytałby się ktoś. Już odpowiadam! PESTO, moim mili pesto. Oryginał bazyliowy pochodzi z Włoch. Mądre głowy twierdzą, że dokładnie z Genui (Liguri). W jego skład podstawowy wchodzą oliwa, bazylia, parmezan i orzeszki piniowe. Obecnie pesto robione jest dosłownie z wszystkiego i na stoo milionów sposobów więc myślę, że nie obrazi się nikt i nie nazwie tego wyczynu kulinarnego oksymoronem. Powiedzmy, że jest to moja fantazja na temat pesto rodem z Podlasia. Użyłam tych skłądników, które miałam w domu, dlatego nie ma orzeszków piniowych tylko ziemne. A dodatkowe składniki (miód i płatki drożdżowe) moim zdaniem fajnie wzbogaciły smak pesto.
Użyłam:
duży pęczek natki pietruszki | 3 garstki orzechów ziemnych | około 100 ml oliwy z oliwek | 2 łyżki soku z cytryny | 1/2 łyżeczki miodu gryczanego | 1/2 łyżeczki płatków drożdżowych| sól | pieprz
Mam moździerz, który prosił się o to by go użyć, ale głód był silniejszy, dlatego wszystkie składniki wrzuciłam do blendera i je zmieliłam. Wrzuciłam na chleb i pochłonęłam. Coś pysznego i super energetycznego! Jutro pewnie będzie pasta. Mjamka.
Pozostałą pietruszkę umyłam, poczekałam aż obeschnie i skroiłam. Zapakowałam do pudełeczka i zamroziłam. Będzie jak znalazł już niedługo!
Komentarze
Prześlij komentarz